Walka – nowela bakteriologiczna

Produkcję przeciwciał i ich działanie starało się już wytłumaczyć wiele teorii. Jednym z nowszych jest zapatrywanie Loiseura (1938 r.), które określa powstanie i działanie przeciwciał ustrojowych jako zmiany naboju elektrycznego w układzie polarnym białka, zachodzące pod wpływem antygenu w ten sposób, że dochodzi do utworzenia jak gdyby białkowego negatywu, dążącego do połączenia się ze swym pozytywem – antygenem. Przeciwciało jest więc białkiem, którego struktura stanowi odcisk antygenu, pasujący do niego jak klucz do zamku i w obecności elektrolitu dążący do połączenia się z nim, przy czym dochodzi do wzajemnego unieszkodliwienia.

W taki sam sposób armia paciorkowców, sprowokowawszy zrządzeniem… biologii wysportowany ustrój Stefana, mogła przekonać się na własnej skó_ rze, przepraszam, ektoplazmie, o prawdziwości przysłowia, że „kto toksyną wojuje, ten od anty-toksyny ginie“.

Z licznych ośrodków produkcji ciał ochronnych popłynęła teraz fala przeróżnej broni chemicznej, ruszyło wielkie przeciwnatarcie…

Mikro- i makrofagi jeszcze żarłoczniej pochłaniały bakterie, jako że zostały one przyprawione czymś w rodzaju Maggi: bakteriotropinami, zawartymi w osoczu krwi, a zmnieszającymi napięcie powierzchniowe i naDoj elektryczny komorki paciorkowca. Inne środki obronne również dały się napastnikom we znaki:

precipitiny strącały z roztworów i zawiesin wrogie antygeny,

agiutyniny zlepiały całe plutony bakterii w niekształtne i nieszkodliwe już grudki,

bakteriolizyny zaś rozpuszczały wrogie komórki.

W całej tej akcji niepoślednią rolę odegrał k o m-plement, z polska nazwany dopełniaczem, stale znajdujący się w osoczu krwi, nie wiadomo czy jako uzyko – chemiczny stan mieszaniny składników osocza, czy ciało o Złożonej budowie chemicznej.

Komplement spełniał zadanie, które porównąć można do czynności plutonu egzekucyjnego: on to bowiem ostatecznie rozpuszczał bakterie uczulone związaniem z oakterionzyną, zlepiał komórki przy • sposobione działaniem agiutymn, słowem „wykończał“ każdy z tych zabiegów, mających na celu unieszkodliwienie wroga.

Armia paciorkowca me mogła już bezkarnie panoszyć się w organizmie swego gospodarza: olbrzymie jej dywizje topniały; o nowe zaś w tych warunkach oyio coraz trudniej, ataki chemiczne były natychmiast unieszkodliwiane przez przeciwciała produkowane w nadmiarze, zresztą straciły na sue wraz ze zmniejszeniem się liczebności wojsk. Pacior. kowce przestały zwyciężać, poczęły walczyć o własne życie, ostatnią nadzieję pokładając w endotok-synach, trudnych do zwalczenia przez organizm ludzki…

Ostateczny cios zadały im… mama i babcia Stefana, które widząc czwartego dnia, ze zapalenie gardła „samo me przechodzi“, wezwały lekarza. Ten miły, starszy konsynarz, znający od dziecka swego pacjenta, ani przez chwilę me miał kłopotu z rozpoznaniem choroby i przepisaniem leczenia. Zastrzyknął krzywiącemu się Stefanowi domięśniowo Panodinę, zapisał płukanie gardła i Cibasol, a wychodząc jeszcze coś wspomniał o konieczności „usunięcia migdałków naszemu Stefusiowi, który z tych wiecznych angin…“

Wstrzyknięcie, będące mieszaniną nieswoistych antygenów pochodzenia bakteryjnego, iipoidow i tłuszczów zwierzęcych podanych pozajentowo, stało się bodźcem do energiczniejszego produkowania przeciwciał przez organizm, który atakowany teraz

przede wszystkim przez endotoksyny jakby zleniwiał w swych działaniach obronnych i zmęczony udałą kontrofensywą, nastrajał się ugodowo w sto. sunku do mniej obecnie agresywnych paciorkowców.

Z innej strony gotował klęskę paciorkowcom Cibasol przyjmowany w dużych dawkach przez boksera: ten 2 – para – aminobenzosulfonamido – tiasol, dzięki pewnemu podobieństwu budowy, wypierając witaminę H z jej połączenia białkowego wewnątrz, komórkowego, pozbawił ją działania wzrostowego, bodźcowego na bakterie, uniemożliwiając tym samym dalsze rozmnażanie się paciorkowca.

Teraz już los grabieżców został przypieczętowany; niszczona przez komórki i ciała obronne ustroju, pozbawiona działaniem bakteriostatycznym Cibasolu możności kompletowania rozgromionych oddziałów, armia paciorkowców topniała z godziny na godzinę. Tylko nielicznym niedobitkom udało się wyjść cało z pogromu, ale i one przybrawszy się w jagnięcą skórę musiały porzucić wszelkie wrogie zamiary wobec swego pogromcy i bytować w poniżającym stosunku tymczasowej parabiozy. Znękane i ujarzmione lylko w wielkiej skryiosci snuiy piany odwetu na wypadek nowego „przeziębienia“.

Zwycięskie hufce krwinek białych musiały jeszcze tylko usunąć ślady zapalenia, pożerając martwe komórki, włóknik i tkankę martwiczą, jeszcze wysięk zapalny został wessany do naczyń krwionośnych i chłonnych i ku wielkiej radości mamy, babci i kolegów klubowych Stefuś powrócił do zdrowia. Kłopot miał jedynie lekarz, zmuszony trzy razy dzień, nie perswadować Stefanowi konieczność pozostania jeszcze przez kilka dni w domu. Lekarz odetchnął dopiero wówczas, gdy w końcu… popsuł się aparat telefoniczny.