Sąd nad zwierzętami

W r. 1499 sąd we Forêt-Noire polecił biegłemu w prawie adwokatowi obronę niedźwiedzia, który dopuścił się szeregu szkód we wioskach okolicznych. Obrońca wysunął tezę, że klient jego ma prawo żądać by był sądzony przez równych sobie. Cały tydzień zajęła sądowi debata nad propozycją chytrego misia i jeszcze chytrzejszego adwokata. Niemniej czasu zajęło „badanie“ niedźwiedzia“ przez sędziów, po odrzuceniu żądania adwokata co do powołania niedźwiedziego sądu. Osadzenie winnego za kratą na dożywotnie więzienie zakończyło interesujący proces.

Ciekawą obronę szczurów przeprowadził w r. 1521 znany i ceniony prawnik francuski, Bartłomiej Chassenée. Jako młody, początkujący prawnik został on zawezwany do przeprowadzenia przed trybunałem z urzędu obrony złapanych szczurów, które narobiły szkód w łanach żyta w prowincji Autun. Świetny prawnik zażądał, aby przed sądem postawiono wszystkie szczury z diecezji Autun. Chassenée wychodził z założenia, że nie tylko parę złapanych szczurów dopuściło się zniszczeń w łanach zboża, ale wszystkie okoliczne szczury brały w tym udział, odpowiadać powinny zatem przed sądem zbiorowo. Sąd wywiesił na miejscu publicznym pisemne wezwanie do wszystkich szczurów z Autun, aby te stawiły się osobiście przed trybunałem. Gdy zawezwane szczury nie usłuchały jednak wezwania, czcigodny doktór praw Chassenée zwrócił uwagę trybunałowi, że jego klienci nie stawili się przed sądem nie z obawy przed sprawiedliwością, lecz z lęku przed swymi osobistymi wrogami — kotami, będącymi własnością skarżących. Właśnie te koty nie pozwalają szczurom na opuszczenie zacisznych schronów i wyjście ze swoich nor, aby się udać na rozprawę. W długiej i kwiecistej mowie zażądał obrońca gwarancji, aby szczury nie napastowane mogły przybyć do sądu, a po rozprawie w zupełnym spokoju powrócić do swoich domostw. Gwarancja miała być oparta na dużych kaucjach pieniężnych, złożonych przez skarżących oraz właścicieli kotów. Wobec odmowy złożenia tego rodzaju gwarancji, znakomity prawnik zmusił oskarżycieli do cofnięcia skargi. Szczury uszły sprawiedliwości.

W r. 1547 postawiono przed trybunałem w Savigny maciorę z sześcioma prosiętami, oskarżoną o zagryzienie i pożarcie małego chłopca. Obrońca wysilił całą swoją wymowę, aby dowieść, że tylko locha winna jest zbrodni, gdyż prosięta działały bez premedytacji i naśladowały tylko swoją rodzicielkę. Sąd przyjął do wiadomości wywody prawnika, brak premedytacji i zły przykład przyjął jako okoliczność łagodzącą, winną maciorę skazał na śmierć, a prosięta oddał pod obserwację i na wychowanie prawowitemu właścicielowi. Po trzech tygodniach zjawił się jednak przed trybunałem wychowawca wraz z prosiętami i oświadczył, że wprawdzie jego pupile nie wykazują do tej pory skłonności zbrodniczych, ale z powodu ich dziedzicznego obciążenia nie może on nadal brać gwarancji na przyszłość, co do ich dobrego prowadzenia się. Wobec powyższego oświadczenia, sprawiedliwy sąd po naradzie — honny soit qui mal y pense — wydał wyrok śmierci na podchowane już prosięta.

Można z całą pewnością stwierdzić studiując procesy wytaczane zwierzętom w średniowieczu, że największą przestępczością odznaczały się w tych czasach świnie. Zwierzęta te były podówczas chowane na zupełnej wolności. Puszczone samopas przyjęły na siebie dobrowolnie po wsiach i miasteczkach rolę dzisiejszych zakładów czyszczenia miasta. Świnie te, zupełnie zdziczałe, miewały na sumieniu najwięcej zbrodni poranienia i zagryzienia dzieci.