Partenogeneza – dzieworództwo

Inżynier siedział osowiały. Zrobiło mi się trochę głupio, ale ponosił mnie jeszcze zapał pszczelarski.

— Jajko pszczele poddawane było następnie wielu jeszcze innym badaniom, wszystkie one potwierdziły zgodnie odkrycie Dzierżonia. Potwierdziły ją również próby sztucznego zaplemniania jajek. Próby te przeprowadzał i sam Dzierżoń, sprawdzając przez wiele lat w żmudnych, dociekliwych doświadczeniach słuszność swej rewolucyjnej teorii. Podobne doświadczenia robił znany przyrodnik francuski Franciszek Huber, który będąc sam niewidomym, korzystał w tym wypadku, jak w innych obserwacjach życia pszczół, z pomocy wiernego Burnesa. Sprawą tą interesował się także Mendel, jako jedną z zagadek praw dziedziczności. Wprawdzie ani jeden z tych badaczy nie osiągnął pod tym względem pomyślnych rezultatów, ale niepowodzenia te nie zraziły innych przyrodników do dalszych badań w tym kierunku. I oto w r. 1920 w Bee World ukazał się artykuł, przynoszący rewelacyjny opis doświadczenia Gilberta Barrata. W naszej literaturze doświadczenie to opisuje Stanisław Mendrala w swej książce „Pszczoły, ich życie i produkty“. Jeżeli zatem nie wierzy mi Pan, może Pan osobiście przeczytać opis tych doświadczeń, wymagających cierpliwości, na jaką zdobyć się może tylko badacz lub kobieta.

— Na pewno nie będę sprawdzał. Niechże więc Pani z cierpliwością właściwą kobietom opowie o tym cierpliwym badaczu którego doświadczenia mają mnie zapewne pognębić!

— Już za chwilę będzie Pan pognębiony. Gilbert Barrat przeniósł z komórek trutowych pewną ilość świeżo zniesionych tam przez matkę jajek do sztucznej wylęgarki ze specjalnie skonstruowanymi komórkami. Następnie, umaczawszy pędzelek w spermie, zawartej w pakiecie nasiennym dojrzałego płciowo trutnia, dotykał tym pędzelkiem kolejno wszystkie doświadczalne jajka trutowe, sztucznie je w ten sposób zaplemniając. Teraz trzeba było zapewnić tym zalążkom przyszłych pszczół odpowiednią temperaturę i pożywienie. Utrzymanie w wylęgarce stałej temperatury 36° C nie przedstawiało większej trudności. Natomiast niemniej mozolne jak zaplemnianie było karmienie czerwiu. Barrat, zastępując zwykłe piastunki czerwiu pszczelego — młode robotnice, już nazajutrz po włożeniu jajek do wylęgarki wpuszczał w jej komórki mleczko, pobrane z zaczerwionych plastrów w ulu. Trzeciego dnia po zniesieniu jajek przez matkę, w wylęgarce, podobnie jak na plastrze trutowym w ulu, z jajeczek zaczęły się wylęgać maleńkie gąsieniczki. Barrat zapewnił im nadal opiekę niemniej staranną od tej, jaką wylęgłe w ulu gąsieniczki są otaczane przez pszczoły – piastunki. Trzeciego dnia po wykluciu z jajek badacz przeniósł wyrosłe już dość znacznie gąsieniczki do sztucznych mateczników, które umieścił następnie w środku gniazda u pszczół. Tu pod troskliwą opieką piastunek pszczelich doświadczalne gąsieniczki rozwijały się nadal pomyślnie. Po 15 dniach, licząc od chwili zniesienia jajek, ze sztucznych mateczników wyszły młode matki. Długością i smukłością odwłoka nie ustępowały matkom, wyhodowanym w innych ulach w sposób naturalny Nie ustępowały im także innymi szczegółami swej budowy zewnętrznej, jak i pod względem rozwoju organów wewnętrznych. Były to w całym tego słowa znaczeniu doskonałe matki pszczele.

— A co się stało z gąsieniczkami wylęgłymi z jajek, pozostawionych w plastrze trutowym? — zapytał inżynier głosem, w którym zainteresowanie mieszało się z pewnym odcieniem zaniepokojenia

— Gąsieniczki te, jak jest to normalnym zjawiskiem w rozwoju trutni, pozostały w zasklepionych komórkach znacznie dłużej, niż gąsieniczki, hodowane w matecznikach. Dopiero po 24 dniach od chwili zniesienia jajka z komórek zaczęły się wygryzać szare, niezdarne… trutnie o grubych, tępo zakończonych odwłokach. Tak, tak, mój Panie, z jajek, które nie zawierały w sobie samczego nasienia trutnia, wylęgły się tylko samce, gdy z jaj doświadczalnych, zaplemnionych nasieniem trutnia, wykształciły się same samiczki i to samiczki doskonałe, które swym wspaniałym wyglądem usprawiedliwiają nadawane im często miano królowej.